Tak już czasem jest, że niektóre projekty zaczynam i ich nie kończę. Bo tracę do nich serce, coś mi w nich nie pasuje... I podobnie było z tym naszyjnikiem. Prace nad nim ruszyły równo dwa lata temu. Zaczęło się od jarmarcznego świecidełka, z którego wypadł niemały i całkiem ładny kaboszon typu "kocie oko". Obszyłam go koralikami. I leżał, czekał na kontynuację. Znów zasiadłam, obszyłam nieco sutaszem... i znów czekał. Wracałam do niego i porzucałam. Były momenty inspiracji i twórczej euforii, momenty zwątpienia i zniechęcenia. Bo coś nierówno, bo krzywo i wogóle "be".
Jest mroczny, ciemny i wciągający. Jak muzyka Michała Jelonka, pełna pasji. Ta muzyka niejednokrotnie inspirowała mnie do dalszych prac. A efekt nareszcie można podziwiać.
Oczywiście nie mam serca wystawiać go na sprzedaż. Głównie przez mój perfekcjonizm. Bo plecionka nierówna, bo mało lejąca, a elementy sutaszowe niesymetryczne. Mojej mamie to nie przeszkadza i jest teraz dumna posiadaczką tego cacka.
I wcale się mamie nie dziwię ;) Fajnie, że udało Ci się przemóc i dokończyć, bo naszyjnik świetny! Lubię te Twoje połączenie koralików i sutaszu. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńjak dla mnie efekt imponujący, czasem trzeba odpuścić z tym perfekcjonizmem liczy się efekt :)
OdpowiedzUsuńsamokrytycyzm chyba zbyt daleko posunięty:) Naszyjnik czarowny:)
OdpowiedzUsuńI love it ... It's perfect, elegant, wonderful, great ...
OdpowiedzUsuńPiękny, bardzo fajne połączenie kolorów, niesamowicie się prezentuje:)
OdpowiedzUsuń